Tak jak obiecałam w ostatnią niedzielę miesiąca wyślę wam coś ekstra, co będzie dostępne tylko w newsletterze. Dajcie znać co o tym sądzicie w komentarzu newslettera
Życie bez konsumpcji
Z przerażeniem odkryłam, że jestem konsumentem roku!
Ostatnio potrzebowałam czasu, aby zastanowić się nad sobą, kierunkiem w jakim zmierzam, ale i również nad sensem. Przez ostatnich kilka lat slogan „Łap dzień, korzystaj z życia tu i teraz, bądź tu i teraz” wydawał mi się idealny i ponadczasowy. Teraz w co drugiej książce i prawie każdym blogu wykrzykują nam go autorzy. Wtedy moja antykonformistyczna natura włączyła przycisk ostrzegawczy w mojej głowie. Mocno zaczęłam się zastanawiać, bo w całym swoim życiu świadomie lub też nie starałam się nie płynąć z prądem i należeć do większości., nie podtrzymywać statusu quo. Dlatego też, przez ostatnie kilka dni zrewidowałam dość bardzo to swoje motto, ale i również cel bloga i moich działań.
Z czasem człowiek dojrzewa i dokonuje zmian, często przetasowuje swój światopogląd o 180 stopni. Jestem egzystencjalistką, uwielbiam zastanawiać i gdybać nad życiem. Podczas tego mojego analizowania doszłam do wniosku, że moje założenia, które wydawały mi się całkowicie antykonsumpcyjne w rzeczywistości takimi nie były. Co więcej, były przykładem idealnego konsumpcjonizmu. Ciesz się chwilą, Carpe Diem… Zastanawia mnie to, skąd to wzięłam, czy przypadkiem nie była to niepozorna indoktrynacja mediów? Nie wiem. Wiem, że w pewnym momencie pojawił się w moim życiu i pozostał.
Dlaczego ten slogan to przykład konsumpcjonizmu?
Ponieważ jest egoistyczny do szpiku kości, ponieważ mówi z każdego słowa JA JA JA! Nie jest skierowany na przyszłość, na innych.
Wyjechałam z Anglii, ponieważ chciałam, aby moje dzieci dorastały w NORMALNYM świecie, wśród przyjaciół, łąk i w poszanowaniu natury zamiast przed komputerem. Wyjechałam, ponieważ chciałam zapewnić im przyszłość w postaci ziemi, czarnej urodzajnej ziemi, która wyżywi ich w sytuacji kiedy zacznie brakować pożywienia, co kiedyś w końcu nastąpi, bez względu czy zaakceptujemy tą informację czy też nie. Każdego dnia czytałam i kupowałam książki, aby posiąść wiedzę niezbędną do niezależnego życia, bo wiedza i możliwość jej przyswajania jest dziedzictwem człowieka. Chodziło o to, abym umiała pokazać swoim dzieciom nie tylko jak odebrać emaile, ale jak upiec chleb, jak poradzić sobie z prostymi dolegliwościami, jak dbać o ziemię i o zwierzęta, ale i jak je oporządzić, kiedy przyjdzie taka potrzeba. Były to dla mnie całkowicie nowe tematy, gdyż całe życie mieszkałam w mieście, w bloku. Nagle poczułam, że nie tam jest moje miejsce, moje serce kierowało mnie w zupełnie inne miejsce w inny rodzaj życia.
Wracając do kraju miałam wiele planów i nadziei.
Pragnęłam żyć w społeczeństwie i wśród ludzi, którzy znają moje drugie imię (brzmi to głupio, ale nasze drugie imię zna naprawdę niewiele osób i są to z reguły bliskie nam osoby). Wśród ludzi, którzy nie mówią zbywającego „Jak się masz?” nie czekając nawet na odpowiedź, pragnęłam ludzi, którzy są częścią mojego życia, pełnych własnych myśli i opinii. Społeczność lokalna, wspólnota, społeczeństwo. Czy wiemy co to jest? Nieodparta chęć przynależności do grupy ludzi, którzy myślą podobnie, brzmi banalnie, ale jest to tak pierwotne i podstawowe jak pożywienie dla naszego ciała.
Samotność wśród swoich
Mieszkając za granicą czułam się samotnie, co więcej po powrocie do kraju czułam się jeszcze bardziej wyalienowana. Wszystkie deklaracje tęsknoty okazały się słowami rzuconymi na wiatr, przez pierwsze lata samotność doskwierały mi i mojej rodzinie najbardziej. Działo się tak, ponieważ w czasie kiedy nas nie było coś się zmieniło. Człowieczeństwo, życie w Polakach jakby gdzieś umknęło, pojawił się za to pęd za posiadaniem. Ludzie omamieni gadżetami w nich upatrują swojego celu życia, zaś nie dobro i proste życie stało się symbolem szczęścia, a nowy zegarek czy samochód. Ten obsesyjny konsumpcjonizm, który co chwila bardziej zniewala nowym abonamentem, ratą, pracą, która niszczy naszą kreatywność czy kredytem który odziedziczą nasze dzieci. Staliśmy się niewolnikami, gdyż za dużo chcieliśmy, staliśmy się niewolnikami, ponieważ nie potrafimy sobie odmówić „przyjemności”, które jak ktoś nam powiedział, że są niezbędne. Pocieszam się, że powoli odnajduję ludzi którzy nie są omamieni pieniędzmi, dla których ważne są inne wartości jak chociażby rodzina i natura. To wspaniałe, że powoli następuje taki wyłam w społeczeństwie.
Skąd ten konsumpcjonizm?
Telewizja pełna dziwnych programów „para dokumentalnych” pokazujących jakieś chore sytuacje wśród ludzi, mogłaby jedynie utwierdzać, że coś jest z naszym społeczeństwem naprawdę nie halo, prawdopodobnie dzięki takim programom ludzie tak myślą. Przestają ufać, przestają być częścią czegoś tak naturalnego dla człowieka jak powietrze. Ludzie wpatrują się w ten kibel i nic poza nim nie widzą. Patrzą omamieni, zahipnotyzowani obrazkiem, który pokazuje im co muszą mieć aby być szczęśliwymi, nie mają pasji, planów innych niż te materialne, własnych opinii, nie żyją w dobrych stosunkach z sąsiadami. Jedno co im można przyznać to, że żyją w bezlitosnym tu i teraz…
Może dlatego się zagubiłam, ponieważ, w poszukiwaniu tego lepszego życia tu i teraz, zapomniałam co jest tak naprawdę ważne, zapomniałam, że najważniejsze jest jego poszanowanie życia które trwa, ale i życia przyszłych pokoleń. Samotność tak utkwiła w moim sercu, że zamknęłam się na innych.
Na jednym z popularnych blogów wymieniono, aż 36 (!) „Zasad Szczęśliwego Życia” gdzie każdy podpunkt napisany był w pierwszej osobie. Czytam „pozbądź się bałaganu”, „czasem trzeba być, a nie robić”, „często się śmiej” czy „nie usiłuj się wszystkim podobać” taka wyliczanka w nieskończoność, wszędzie tylko JA JA JA w pogoni za szczęściem! Nie doceniamy tego co mamy a niekończąca się lista, która ma połechtać nasze ego, powielana jest w przeróżnych mediach zapominając o podstawach. Szczęście już jest, tylko czy je zobaczymy, to co innego, Szczęście znaleźć można w
- zjednoczeniu
- bezpieczeństwie
- wolności
- sytości
I nie chodzi tutaj o infantylne „peace&love”, a o świadome życie z świadomymi wyborami.
Dlatego blog troszkę zmienia koncepcję, chcę aby właśnie był takim miejscem gdzie ludzie inteligentni mogą się uczyć nie jak żyć tu i teraz, ale jak zachować dziedzictwo dla przyszłych pokoleń. Chcę, aby blog gromadził wiedzę, otwierał oczy, jednoczył i tworzył społeczność ludzi myślących podobnie, aby istniał dla przyszłości i z celem.
Ten email ma swoją stronę, dlatego zostaw komentarz, własną opinię co myślisz o tym wszystkim, jakie książki, portale lub blogi uważasz za przydatne w dobie konsumpcjonizmu życia? Na wszystkie komentarze odpowiem :).
[mpp_inline id=”55194″]
47 odpowiedzi na “Newsletter- Życie Inaczej”
Pani Ewo!
Podpisuję się pod Pani słowami obiema rękoma!!! Trzeba nauczyć się cieszyć z małych rzeczy, żeby poczuć bezmiar szczęścia. Gdy podjęliśmy z mężem decyzję o budowie małego domu na wsi, wszyscy wkoło się dziwili- jak to, na wsi?? jak zaczęliśmy uprawiać warzywa- wszyscy, po co? przecież są w sklepie. Nie obyło się bez komentarzy, dlaczego sadzimy tyle różnych krzewów, bylin itp- przecież to tyle roboty potem- a gdzie tuje?? itp, itd. Przyznaję, na początku miałam lekkiego doła, dom nieskończony a ja biegam i róże kupuję. Mieszkamy tu od pół roku, wkoło domu jeszcze niezłe gruzowisko, w samym domu brak wielu rzeczy, a ja cieszę się każdą chwilą tu spędzoną. Potrafimy z mężem i z synami (19 i 22 lata) gapić się na sójki, które upodobały sobie nasz prowizoryczny płot, czy śmiać się oglądając trzmiele huśtające się na kwitnącej lawendzie ( co za widok!). Odkrywamy siebie na nowo, ja w życiu nie nagadałam się tyle z moimi rodzicami, co teraz. Ile śmiechu było przy sadzeniu ziemniaków, gdy dosłownie kulałam się ze śmiechu w mokrej ziemi z własnym 70-letnim ojcem! Z rodzicami widzimy się częściej, niż gdy mieszkaliśmy dwie ulice od siebie. Grzebiemy razem w ogródku, spędzamy razem czas i jest cudnie. Gadamy do naszych krzaczków, marchewek a nawet do chwastów, które nas wyjątkowo sobie upodobały:) Do tej pory byliśmy typowymi mieszczuchami, ale takimi starającymi się żyć w zgodzie z naturą. Nie trzeba mieszkać na wsi, żeby prowadzić „ekologiczny” tryb życia. Można ugotować zupę bez vegety czy rosół z wiejskiej kury, można wyleczyć przeziębienie imbirem czy katar czosnkiem, można iść na spacer do lasu i wrócić z cudnym bukietem traw, tylko trzeba chcieć- po prostu:) Miejsce zamieszkania nie ma tu nic do rzeczy!
Jeszcze 3 lata temu przez głowę by mi nie przeszło, że wylądujemy na wsi. Marzenia się spełniają:)
pozdrawiam serdecznie
Małgosia
P.S
Z książek polecam „Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko” Małgorzaty Braunek oraz „Blog niecodzienny” Marii Czubaszek. Cudowne książki, które można czytać wyrywkowo (ważne, gdy brakuje czasu na czytanie:), chociaż ostatnio odpłynęłam przy „Pochłaniaczu” i „Okularniku” Katarzyny Bondy
Jeśli chodzi o książki – kocham książki, są osoby, które mi mówią, że za pieniądze, które na nie wydaję mogłabym pozwiedzać trochę świata. Nie potrafię tego tak przeliczać. Z książek polecam najpierw książki Agnieszki Maciąg, zwłaszcza drugą pt.”Smak szczęścia”. Książka pięknie wydana, dobry papier, kolorowe zdjęcia, ale i zawartość – tej wiedzy nie da się przeliczyć na pieniądze, jest bezcenna. Polecam także blog Agnieszki Maciąg. Druga książka, którą chcę polecić to „Jak czerpać radość z każdego dnia” Sarah Ban Breathnach. Trzecia książka to „Projekt szczęście” Gretchen Rubin. I czwarta – „Jak być szczęśliwym?” Liz Hoggard. Książki dla kobiet, druga książka rozpisana nawet na 365 dni. Polecam!
W tym świecie zagubiłam się już dawno temu, ale mój organizm nie zapomniał. My możemy zapomnieć, zagubić się w tym konsumpcjonizmie, ale ciało nie zapomina nigdy. Stąd bierze się np. depresja. Gonimy w pracy, gonimy w domu, kupujemy, otaczamy się sprzętami – a w tym wszystkim zapominamy o sobie. Myślimy „zrobiłam coś dobrze – nagrodzę się” i co robimy? Kupujemy „sztuczne” ciastko, nowy aparat, kolejny robot kuchenny, nowy telewizor, itd. Rzadko kiedy nagradzamy siebie czasem tylko dla siebie, chwilą na relaks np. na jogę, na medytację, na filiżankę dobrej zielonej herbaty, chwilę dla naszych zwierząt – głaskanie kota, wsłuchiwanie się w jego mruczenie. Albo spędzanie czasu z najbliższymi – nie tylko z dziećmi i mężem, ale i z naszymi rodzicami, którzy bardzo tego potrzebują, choć nie zawsze o tym mówią. Te chwile są jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe.
Z zainteresowaniem przeczytałam ten tekst. Jest ważny. Myślę, że dla wielu osób, którzy jeszcze nie odkryli własnego konsumpcjonizmu. Od co najmniej kilku lat staram się żyć inaczej, lepiej dla rodziny, dla mnie i dla natury – to jest też możliwe w mieście. Nie mam możliwości mieszkania na wsi, ale wielką przyjemnością jest spędzać czas poza miastem. Lubimy wędrówki, jazdę na rowerach, odkrywanie nowych miejsc, dobre i proste jedzenie, które także można mieć w mieście. Jednak obowiązki – różne – nakładają na nas także miejskie życie. Lubimy nasze mieszkanie w mieście, chętnie tu wracamy, jest ładne i wygodne, często coś w nim zmieniamy, co pewien czas pozbywamy się zbędnych rzeczy, aby było nam wygodnie i miło. Lubimy naszych sąsiadów, my też chyba jesteśmy lubiani, tu mamy rodzinę, przyjaciół i znajomych. Tak się składa, że wszyscy są tutaj.
Jasne, że zdrowiej i lepiej jest żyć poza miastem, niekoniecznie na wsi, ale wystarcza nam niewielka działka – to nasz stały kontakt z naturą – plus dalsze wyjazdy.
Mamy znajomych, którzy kilka lat wstecz wyjechali na wieś i właśnie postanowili wrócić i osiedlić się bliżej miasta. Głównie ze względu na dzieci – szkoła, uczelnia. Dorośli też chcą wrócić, bo dojazdy do pracy stały się bardzo uciążliwe, drogie i męczące.
Decyzja o osiedleniu się mieszczuchów na wsi jest ok. ale muszą mieć jakieś zajęcie, dochody czyli chyba dopiero na emeryturze… Możliwe jest to dla tych, którzy mogą pracować przez internet. Niestety na wsiach i w małych miasteczkach bardzo często wyłączane jest napięcie, a to naprawdę nie jest fajne. Doświadczyłam tego i musiałam jechać szukać prądu, aby przesłać w terminie wykonaną pracę redakcyjną. Samo życie…
Witaj Alice masz 100% rację, aktualnie sama mieszkam na przedmieściach choć staram się wyprowadzić na wieś nie oznacza to, że tam jest lepiej a miasto jest złe. Teraz postaram się na blogu pokazać, jak żyć bez chemii w mieście, jak pomóc własnemu ciału, jak współpracować z lokalną społecznością aby było lepiej. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Ewa
Kochana Ewo,Podziwiam twoją odwagę do życia w Polsce po łatwym i płytkim życiu w UK.Sama mam tròjkę dzieci i marzę o powrocie.Mam tyle planòw, ukoñczone studia Boję się jednak tej nowej dla nas Polski: ròżnicy w jakości życia,niezrozumienia dlaczego dzieci odstają z językiem polskim, samotności i braku zrozumienia wśròd ludzi gdzie osiądziemy,nieprzyjaznych urzędniczek,ZUS’u.Jak to się dzieje,że dajesz radę?Tak niewielu moim znajomym udało się powròcić do Polski i być szczęśliwymi…
Witaj Ewo,
Sledze Twojego bloga juz od dawna. Twojego i ludzi Tobie podobnych. Mysle, ze przychodzi czas w zyciu niektorych z nas, kiedy ogolnie przyjete normy zycia i zachowan okazuja sie niewystarczajace do osiagniecia wewnetrznej rownowagi, szczescia i zdrowia. Wowczas uruchamia sie nasza wlasna diagnostyka, ktora kierujemy na coraz to nowe tory w miare jak wzrasta nasza swiadomosc. Bardzo sobie cenie Twoje zdanie i sposob zycia. Marze o wlasnym domu z ogrodem, wlasnymi plonami, zwierzakami-przyjaciolmi i zyciu w oderwaniu od miasta, jego mód i trendow. Poki co za ogrod i plony sluzy mi balkon i warzywa na nim uprawiane, ale to juz jest cos 🙂 Z kazdej sytuacji jest wyjscie i wiem, ze dom kiedys stanie 🙂
Pozdrawiam serdecznie Wasza Rodzine, jestescie wspaniali 🙂
Bardzo fajnie napisane choć dodałabym że rodzina tez daje szczęście . A Pani, Pani Ewo dzieli się z nami dziedzictwem naszych babć ,bardzo dobrymi recepturami ,za co z góry dziękuję 🙂
Witaj Aniu, tak rodzina to jest chyba podstawa naszego szczęścia i bez niej nie wyobrażam sobie życia. Szkoda, że obecnie w społeczeństwie modny jest model tak zwanej atomowej rodziny, a piękne wielopokoleniowe rodziny giną w waśniach… szkoda.
Zajrzałam dzisiaj i..to przykre,że mój komentarz nie został opoublikowany,ja zareagowałam chętnie na Pani zaproszenie,Pani..trochę mniej…Pozdrawiam!
Witaj Jolanto, obawiam się, że nie dodałaś komentarza, gdyż sprawdziłam foldery i nie ma ani w spamie ani oczekujących moderacji. Czy możesz przesłąć go jeszcze raz?
W moim przekonaniu życie TU i TERAZ jest kwestią interpretacji. Egoizm nie musi być zły ( lecz należy na niego popatrzeć otwartym umysłem, a nie poprzez słownikowe pojęcie). Myślenie o sobie z założeniem nie krzywdzenia innych zmienia jego słownikowe znaczenie. To tylko pojęcia do których czasami za bardzo przywiązujemy wagę… Bycie tu i teraz- pozbawienie się nieokiełznanych myśli, które nieustatnie bombardują naszą głowę, myślotok nasuwający coraz to nowe skojarzenia, tworzący historie i wizje, nawet w sytuacjach jak najbardziej intymnych. Ile osób po przeczytaniu mojego porzedniego zdania, powie ojej „ja też tak mam”? Ile ludzi zapytanych o to czy potrafią „nie myśleć”( i nie chodzi tu o to by być ograniczonym intelektualnie, niestety znów wkradają się pojęcia, które mogą wprowadzać w błąd nasze rozumowanie) powie że to niemożliwe? Ile ludzi nie potrafi poprostu przebywać ze swoją rodziną w jednym pomieszczeniu i czuć się szczęśliwym, widzieć piękno biegających dzieci, bez myślenia o tym co trzeba ztrobić jutro, jakie rachunki trzeba zapłacić itd. itp. To jest bycie tu i teraz, a nie rozpamiętywanie tego co było i zastanawianie się nad tym co będzie. Umieć zobaczyć piękno chwili obecnej, cieszyć się z tego co daje życie, a nie narzekać, że właśnie zamiast na plaży siedzę z rodziną w przydomowym ogródku. To jest szczęście i to są te piękne chwile, które Nam uciekają, gdyż nie ma Nas w tych chwilach, jesteśmy tylko ciałem, a nasze myśli błądzą gdzieś indziej. Powinniśmy nauczyć się sterować naszymi myślami, a nie być sterowanymi przez „nie”, a właściwie przez społeczeństwo, które podsuwa nam chore wzorce i pragnie abyśmy do nich dążyli. Szczęście jest tu i teraz trzeba je tylko umieć zobaczyć. Jeżeli będziemy myśleć, że kiedyś będzie lepiej to i tak tego nie zauważymy, gdyż wówczas znów zamiast być „tu i teraz „wybiegniemy gdzieś myślami do niedoścignionego, upragnionego jutra.
Pozdrawiam
Eve to o czym piszesz to kwintesencja życia! Jednak obecnie wiele osób tu i teraz traktuje jako konsumpcjonizm i to bycie jest czysto egoistyczne, gdzie w grę nie wchodzi inna osoba. Z drugiej strony naturą człowieka jest myślenie o tym co było i co będzie, to kształtuje to kim jesteśmy naszą historię. Choć zgodzę się z tym, że mało kto potrafi żyć i cieszyć się życiem. Piękne przemyślenia, zwłaszcza, że nasze społeczeństwo uwielbia sobie stawiać kłody pod nogi nie doceniając tego co już mają. Dziękuję za komentarz! Ściskam Ewka
Ważne słowa. Ze smutkiem obserwuję, jak nawet bliskie mi osoby potrafią w chwilach szczęśliwej codzienności być kompletnie nieobecne. Myślą już gdzieś gna się do przodu, do innego pomieszczenia, do innego miesiąca … zamiast przeżywać ten moment, który jest dany w tej jednej i niepowtarzalnej chwili.
Zuzo masz 100% rację, zapominamy o tym co naprawdę ważne w życiu,.. a mianowicie aby żyć…
Witam Pani Ewo, również tak jak Pani uczę się życia, również wychowałam się w mieście i brakowało mi tej naturalnej wiedzy „od podstaw”, dlatego też jak tylko nadarzyła się okazja podjęłam studia z naturoterapii.
Wierzę jednak, że ludzie się budzą i uratujemy swoje istnienie i Ziemię. Musimy tylko ewoluować z człowieka inteligentnego do człowieka duchowego. Polecam do lektury całą serię książek Vadima Zelanda „Transerfing rzeczywistości”, gdzie opisane są zasady surfowania po rzeczywistościach.
Doroto bardzo dziękuję za komentarz i poleconą publikacje zaraz zobaczę co to za pozycja. Masz rację coraz więcej ludzi zamiast mieć mózg, zaczyna robić z niego użytek. To dobrze 🙂 Pozdrawiam bardzo serdecznie, Ewa
Polacy są dziwnym społeczeństwem. Brakuje nam solidarności i faktycznie nie potrafimy docenić, tego co mamy, tego co tradycyjne i dobre. Nie wiem, możliwe, że wynika to z tego, że najpierw tyle lat Polska nie istniała jako kraj, potem był komunizm, który niszczył i dzielił od środka? Teraz zachłysnęliśmy sie wręcz wolnością i Zachodem, który wydaje się być taki „cool”. I staliśmy się samotni wśród tłumu ludzi. Nie umiemy już ze sobą rozmawiać.
Ja właśnie zaczęłam być szczęśliwa – od kiedy przestałam myśleć w kategorii „JA”,
a stało sie to dzięki temu, że się nawróciłam. Odkryłam na nowo Boga, dzięki modlitwie zrozumiałam, że właściwie tak niewiele (albo aż tak wiele) potrzeba, żeby być szczęśliwym.
Wystarczy Bóg, z którym możesz porozmawiać w każdej chwili. Który zawsze cię pocieszy i wysłucha.
Wystarczy rodzina, dla której ma się czas i energię. Według mnie właśnie w momencie, kiedy zapominamy o Bogu, całe życie przestaje mieć sens. Taka jest moja opinia i nie wstydzę się jej. Wcześniej cierpiałam na bezsens życia, depresje – ponieważ miałam wszystko, ale nie czułam się szczęśliwa. Czułam pustkę, którą próbowałam zapełnić wciąż nowymi rzeczami.
Teraz wreszcie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
Cześć! Tak, wiele osób odnajduje sens swojego życia kiedy skupi się na swojej duchowości, która nie bez powodu jest niszczona każdego dnia przez media. Jednak nie zgodzę się z tym, że Polacy nie są solidarni, są i to bardzo. Problem z tym, że w mediach o tym nie powiedzą, prędzej pokarzą coś paradokumentalnego aby niszczyć od środka, proces zapoczątkowany w komunie wciąż trwa, tylko nie jesteśmy tego aż tak świadomi. Co do solidarności wystarczy popatrzeć na strajk rolników, który trwa już któryś miesiąc. Czy mobilizację rodziców kiedy chodziło o wysłanie 6 latków do szkół, napluto im na twarz, ale były ich miliony. Polacy posiadają ukrytą broń w swoich duszach, właśnie tą solidarność, jedność i miłość do ojczyzny. Jednak należy pamiętać, że aparatowi władzy jest to nie na rękę, dlatego tłamszą każdy bunt i niechęć. Ludzie są solidarni ale się boją. Boją się życia i brania odpowiedzialności za nie. Takie jest moje odczucie. Bardzo się cieszę, że odnalazłaś swoją drogę to ważne, im więcej szczęśliwych ludzi tym więcej szczęśliwych ludzi będzie 🙂 Ściskam Ewka
Coś mi się kojarzy – z dawniejszych czasów, że można było przyjechać do Zielonego Zakątka, spędzić trochę czasu, pouczyć się o roślinach i innych darach… Czy dobrze mi się kojarzy…?
Ten tekst tak mnie poruszył, że chcę w takiej atmosferze pobyć. ^_^ Dałoby się gdzieś w pobliżu rozbić namiot i wpaść na „pogaduchy” raz czy dwa…?
Dawno temu czytałem „Lato leśnych ludzi” ;), te uczucia, wyobrażenia „z wtedy” 🙂 i teraz są takie same. Poleciałbym „na wyraj”! 😀
Sławku to chyba nie to samo miejsce 🙂 Choć już niedługo jak uda mi się zdobyć ziemię na pewno zaproszę na prawdziwy zagonek, by pokazać że da się tak po prostu 🙂 Pozdrawiam serdecznie
Ewa, właśnie przeczytałam ten newsletter. Wpadam na Twojego bloga czas od czasu, raczej się nie udzielam w komentarzach. Jestem pod wrażeniem, jak bardzo podobnie czuję. Nie mam jeszcze dzieci co prawda, ale już wiem, że chciałabym nauczyć je takich wartości jak szacunek do ziemi, do natury i wdzięczność za te proste (a przy okazji niesamowite!) rzeczy. Pragnę prostego życia. Chatki pod górami, z dostępem do łąk, z sadem, z ogromem kwiatów, owoców i warzyw, którą będę miała z kim dzielić. Przykro patrzeć, jak ludzie się zatracają w dzikim konsumpcjonizmie. Jak coraz bardziej liczy się wygląd, to co posiadasz, a nie to, kim jesteś. Mam też podobne wrażenie jak Ty na temat 'chorych’ programów w tv. Sama nie oglądam, ale znam osoby, które gapią się w ekran, w te paradokumenty i seriale całymi dniami. No i widzę zmiany w ich psychice. Są nieufni, wszędzie węszą intrygi, do każdego wokół coś mają. Dziwne to wszystko.
Podoba mi się Twoja blogowa 'misja’. Jeszcze bardziej polubiłam Zielony Zagonek 🙂
Wszystkiego dobrego, pozdrawiam, Ania 🙂
Aniu mam dokładnie to samo zauważyłam, naprawdę ludzie zamykają się w sobie, boją się innych. Wydaje mi się, że to ma jakiś cel, aby zniszczyć ducha, który jest w każdym z nas, a który buduje się kiedy jesteśmy z innymi. Jak to się mówi w kupie siła, a jednostką lepiej kierować. Ostatnio Magda na blogu napisała gościnny wpis o prawie przyciągania i mapie skarbów, zrób mapę. To działa. Ściskam Cię i życzę dobrych myśli, bo takich ludzi którzy chcą żyć świadomie jest coraz więcej. To dobrze! Ściskam Ewka
Brawo Pani Ewo! Bardzo podobają mi sie Pani przemyślenia i sposób patrzenia na życie. Obecnie sama jestem u progu wielkich zmian w moim zyciu, tak aby było ono bardziej autentyczne i rozwojowe. Z przyjemnością czytam i będę nadal czytać Pani bloga. Życzę powodzenia i tak trzymać!
Arrianno dziękuję, to moje patrzenie na świat to dość uniwersalne, prawdopodobnie większość społeczeństwa by tak patrzyła gdyby nie zagubiła się w konsumpcjonizmie i bezgranicznemu zaufaniu, że ktoś wie lepiej. No nic, miejmy nadzieję, że będzie nas z każdym dniem więcej, bo będzie:) Wierzę w ludzi, oni aż tak głupi to nie są, przecież gdyby tak było, to ewolucja nie miałaby miejsca 🙂 Wysyłam pozdrowienia, Ewka
Życzę dużo wytrwałości, ma Pani piękne zamiary. Artykuł jest bardzo ciekawy i inspirujący. Będę z zainteresowanie przyglądać się następnym artykułom.
Pozdrawiam młodość!
Cecylio, bardzo dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze tutaj zaglądniesz 🙂 Ściskam Ewka
Pani Ewo muszę przyznać że nieco ciarki mi przeszły po plecach i nie dlatego że dokonała pani jakiegoś niezwykłego odkrycia tylko dlatego że nie widuje się ludzi którzy poytrafią się zatrzymać i zastanowić nad tym jakie życie prowadzi i jak zmienia się ten świat.Żyją w zamkniętym kręgu i wydaje im się że niczego zmienić się nie da bo pieniądze.. Ale tu nie chodzi tylko o pieniądze bo prawdziwe szczęście wcale nie zależy od ich posiadania, i nie o życie na wsi tylko tu chodzi, bo wszędzie można żyć inaczej mając szczęście i cel w życiu. Ale wrócę do tego że pani Ewo otwarły się pani oczy ale odkrycie to nie jest bowiem Pismo Święte bardzo dawno temu już zapowiadało taki stan społeczeństwa jako ogółu-mówi np że ludzie będą samolubni,rozmiłowani w rozrywce,nie miłujący tego co dobre,kłamcy,oszczercy,dzieci nieposłuszne rodzicom itd Ta sama księga wyjaśnia też za czyją przyczyna tak bardzo świat się stacza-mówi że cały świat podlega mocy niegodziwca i oczywiście zdradza kto nim jest i dlaczego zależy mu by ludzie byli zaślepieni pędząc wprost do zagłady.To on sprawia że ludzie muszę żyć w tym zaklętym kręgu wiecznej pogoni za czymś bo wtedy nie mają czasu na myślenie Księga ta daje też wspaniałą nadzieję na wspaniała przyszłość, która jednak nie będzie zależna od ludzi i nakazuje by ci którzy już się tego dowiedzieli dzielili się tą wiedzą z innymi. Zastosowanie się do rad z tej starej a jednak wciąż aktualnej księgi już teraz pomaga milionom osób prowadzić sensowne, proste i szczęśliwe życie, gdyż księga ta zawiera rady dla małżeństw,dzieci itp
Pani Ewo tak wiele już pani dostrzegła może warto zrobić jeszcze jeden krok i sięgność do mądrości Kogoś znacznie od nas mądrzejszego i przestać polegać na własnym zrozumieniu(jak mówi pismo święte) bo ta księga jest właśnie listem naszego Stwórcy do swoich dzieci, On się naprawdę nami interesuje, wie co się dzieje i jaki obrótsprawy obiorą ale wcale nie stoi z boku,w odpowiednim momencie wkroczy i uporządkuje sprawy. On dał ludzkości czas żeby żeby wypróbowała czy faktycznie potrafi zapewnić szczęście i dobrobyt dla wszystkich na całe tej pięknej planecie którą nam dał na dom i niestety jak widać ludzie nigdy wcześniej nie radzili sobie z tym a jest coraz to gorzej- to właśnie Pani dostrzegła,że dzieje się z nami coś niedobrego Tak miało być, ten fragment z pisma który mówi jacy ludzie będą mówi także że to jest znak „dni ostatnich”ale nie ziemi tylko tych chorych systemów stworzonych przez ludzi. Zachęcam i panią i pozostałe osoby które zaczynają dostrzegać te nieuniknione zmiany na gorsze do zapoznania się z tą księgą Pomocny może okazać się serwis internetowy jw.org albo może porozmawiajcie choć krótko ze Świadkami Jehowy, którzy tak uparcie od wieku już pukają do naszych drzwi,zastanówcie się ze skoro nie możliwe jest by było im miło gdy zamykacie z hukiem drzwi przed nosem rzucając pod ich adresem wyzwiska itp to dlaczego wciąż chodzą-odpowiedż jest prostsza niż myślicie!i nie pieniądze nimi kierują ale to co pani Ewa próbuje nam tu uświadomić-kieruje nimi chęć niesienia pomocy,dzielenia się wiedzą która może uratować nam/wam życie, to miłość do ludzi którzy szukają i nie wiedzą gdzie znależć Tylko dlatego wciąż przy tym trwają mimo szykan bo taka jest wola Stwórcy ludzkości któremu na nas zależy To praca pozbawiona samolubstwa!
Zatrzymajmy się wiec na chwilę i posłuchajmy tego co MÓWI do nas przez swoje słowo Biblię Bóg a naprawdę uda nam się znależć pomoc w roziązaniu wielu problemów już teraz nie mówiąc o przyszłości która obiecuje Stworca
Witaj Bogusiu, bardzo dziękuję za Twój komentarz. Masz rację, że to o czym mówię nie jest niczym nowym i że wiele pokoleń ludzi przed nami widziało tę zależność, dziś mamy telewizję i komputery, kiedyś to były inne narzędzia ucisku w postaci kaznodziei czy władców. Ludzie od zarania dziejów walczą o wolność. To smutne, ale ważne jest aby nie zgubić tej drogi, bo pewnego dnia, kiedy odejdziemy, chcemy zadać sobie pytanie (przynajmniej ja nad tym myślałam) i co zrobiłam. Są różne religie, wyznania i ja osobiście nie jestem za żadną w której imię trzeba zabijać, karać czy też rozliczać. Wydaje mi się, że wiara i boskość jest w każdym z nas, bez względu na język, wyznanie czy też kolor skóry. Ważne jest by być dobrym i nie trzeba do tego wiele a szanować wartości ponadczasowe takie jak życie, bliskich, miłość. Każdy obiera inną drogę i tak długo jak nie czyni zła jest chyba dobrze. Osobiście nie namawiam nikogo do żadnej religii, wyznania czy obrządku, dlatego że sama szukam własnej drogi. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za komentarz. Ewka
Pani Ewo
Też spędziłam w UK kilka lat i tak jak Pani tęskniłam za „swoimi”. Kupując tamtejsze warzywa i owoce bez smaku i zapachu pocieszałam się tylko, że jak wrócę to zasmakuję znowu naszych polskich smakołyków, które nie smakują jak wata. I tak po przyjeździe do PL doznałam można by tak nazwać lekkiego zniesmaczenia, gdy kupiłam pseudo polskie pomidorki i truskaweczki. Przez te parę lat, kiedy mnie nie było w Polsce wiele się zmieniło. Muszę pogodzić się z tym, że nawet te wyhodowane, wypielęgnowane naszą miłością w przydomowych ogródkach warzywa i owoce nie smakują i nie pachną jak te sprzed 10-15 lat. Wiadomo mutacje, krzyżówki odmian aby uzyskać lepszą wydajność nie idą w parze z delektowaniem się smakiem i aromatem. W moim ogródku chemii się nie sypie, stosuje się naturalne nawozy ale i tak trudno jest uzyskać taki sam lub choćby przypominający smak ten sprzed 10 lat. I tak trzeba pogodzić się z tym, że ten świat biegnie i biegnie ale czy ku lepszemu…? Mało kto zatrzymuje się i mówi stop dla konsumpcjonizmu. Jak to dobrze, że jednak takie osoby są 😉
Joanno masz rację! Wiele się zmieniło, bardzo wiele tych zmian jest wywołanych chciwością korporacji. Dlatego też tak ważna jest nasza rola, aby ochraniać dziedzictwo jakie posiadamy, wszelakie rośliny starych odmian, jabłonie, truskawki, pomidory. W czasach wszechobecnych hybryd to nie lada wyzwanie kupić prawdziwe ogórki. Nasiona drożeją z każdym rokiem, dlatego warto choć na skrawku ziemi pielęgnować te kilka roślinek które pochodzą z prawdziwych ogrodów. Brzmi to może głupio, ale ludzie mogą też mieć konsumpcyjne ogrody pełne sztucznych roślin, które nie potrafią mieć następnych pokoleń. Naszym zadaniem, nawet mając miejskie ogrody jest pielęgnowanie tych nasion przeszłości, bo kto inny jak nie my? Ostatnio byłam u rolnika, który właśnie uprawia takie warzywa. Mówił on, że nie jest to łatwe bo wiedza którą posiadali rolnicy dawniej po prostu przepadła, podobnie jak klimat, który cały czas się zmienia. Jednak miejmy nadzieję, że uda nam się ocalić smak dzieciństwa 🙂
Od czasu do czasu zaglądam na Pani bloga, który w pewnym sensie stał się dla mnie inspiracją do wprowadzenia w życie mojej rodziny pewnych zmian przybliżających nas do natury. Ale jednak pewne zmiany wymagają niestety pieniędzy. Nawiązując do komentarza p. Madzi nie wszystkich stać na to (mimo, że pewnie bardzo by chcieli), żeby rzucić miasto i wyjechać na wieś. Nie mieszkam w dużym mieście tylko małej miejscowości, wynajmuję mieszkanie i niestety nie stać mnie, choć bardzo bym chciała, kupić mały domek gdzieś w okolicznej wsi. Mogę wziąć kredyt, ale stać się na 30 lat jeszcze bardziej zależną od tego systemu, który co raz bardziej uzależnia ludzi od siebie, wcale jakoś nie napawa mnie optymizmem. Mimo wszystko jestem optymistką:) i mam nadzieję, że nadejdzie w końcu taki dzień gdy wstanę rano i wyjdę przed swój dom posłuchać niczym nie zagłuszonego głosu natury:) Dziękuję że pisze Pani bloga. Pozdrawiam
Witaj Emilio, ktoś mądry kiedyś powiedział mi, że to my stanowimy swoje ograniczenia. Ja już dawno nauczyłam się, że jeśli czegoś bardzo pragniemy to ZAWSZE znajdzie się jakaś droga do tego celu. Sama nie mam pieniędzy i nie chcę ich mieć, nie mam ziemi pomimo iż jej pragnę. Ale wiem, że ją będę mieć, jeszcze w tym roku, nie wiem jak ale będzie. Bo wiem, że wiele nie trzeba, mój dobry przyjaciel kupił ostatnio 1ha ziemi z domem do remontu za 25 tys. wbrew pozorom jest to kwota, którą jakoś można wyczarować. Zobacz na gościnny wpis Magdy na blogu o mapie skarbów, bo to działa 🙂 W każdym razie każdego stać na zmiany, nie każdy ma na nie odwagę. Emilio uwierz, że będzie a będzie 🙂
Bardzo ciekawy artykuł, zastanawiam się właśnie czy odejście od konsumpcjonizmu to też nie jest jakiś trend (w który wpisuje się np. idea minimalizmu), potrzeba pojawiająca się u przesyconych nadmiarem wszystkiego (!) osób. W kwestii mody i zakupów fajnie pisze o tym w wydanej właśnie książce Joanna – „Slow Fashion, modowa rewolucja”.
Aniu, pewnie tak, ostatnio natknęłam się na ksiażk The Life-Changing Magic of Tidying Up: The Japanese Art of Decluttering and Organizing Marie Kondo i muszę powiedzieć, WOW. Ludzie mają naprawdę nierówno pod kopułami :), że tak to określę. Wpadają z jednej skrajności w drugą. Od posiadania za dużo, jak zauważyłaś, do dziękowania ubraniom, że były na nas. Jak wspomniałaś coraz więcej ludzi pisze o slow life to nadal mam wrażenie, że jest to wszystko bez celu, choć może to tylko moje odczucie? Ale zobaczę książkę Joanny, skoro polecasz. Pozdrawiam Ewka
Mogę powiedzieć „nic dodać nic ująć”, to jest to dokładnie o czym myślałam.
Aniu cieszę się 🙂
Witam, przyznam, że już dawno nie czytałam Ciebie Ewo z takim zaciekawieniem. Bardzo mocny i dobry wpis. Mam często takie przemyślenia na temat życia, chciało by się nawet żyć inaczej, lepiej, prościej ale tak jak napisałaś, jesteśmy jakimiś niewolnikami systemu, których nawet nie pyta się o zgodę, czasem tylko co niektórzy zaczynają pukac się w głowę, że coś nie hallo kiedy przychodzi prawdziwy kryzys,choroba lub brak pracy.Dobrze gdy próbujemy zmienić stan rzeczy będąc już swiadomymi ale tak się zastanawiam ile jest tych co nie mają pojęcia co tak na prawdę się dzieje wokół. Myślę Ewo,że masz misję do wykonania i zacząć uświadamiać,że ludzie mogą i powinni żyć prościej, lepiej (naturalnie)i tak aby to było zgodne z ich samymi, żeby byli tego świadomi.Niech każdy wyłączy na dzień tv i wsłucha się w siebie to napewno dojdzie do wniosku, że człowiek jest stworzony do życia w zgodzie ze sobą i innymi w bardzo łatwy i prosty sposób. Nie potrzeba nam, mercedesa ani willi z basenem i kolejnego nowego telefonu,bo po co kiedy stary jeszcze działa? Mnie też marzy się powrót do Polski ale chyba bym musiała wygrać w lotto, bo nawet życie na wsi w zgodzie ze sobą kosztuje bynajmniej na początku, przykro być na obczyźnie i nie móc wrócić do kraju z braku lokum. Tak,tak jest nas tu tysiące ale mam nadzieje, ze jak Bóg pozwoli, siły i zdrowie to wszystko może się stać, dazmy do celu nie zatracajac siebie i miejmy na uwadze zawsze dobro naszej rodziny i ludzi, którymi przyszło nam się otaczać. Przepraszam za tak długi wywód ale jakoś mnie tak naszło… Pozdrawiam Cię Ewo i czekam na kolejne twoje przemyślenia i wpisy.
Madziu, polecę Ci pewną książę „W obronie życia” autor jej świetnie porusza kwestię o której ty wspominasz, a mianowicie pieniędzy. Może Ciebie naprawdę zaskoczyć fakt, że wiele koncepcji, jak i tę, że potrzebne są kokosy aby być wolnym się nam wmawia. Wolność jest w nas i obok nas w bliskich ludziach. Sama nie mam sakiewki pełnej pieniędzy, pracę mam, ale kto wie co się może jutro stać, może dlatego tak bardzo pragnę ziemi. Boję się nie pewnej przyszłości którą system szykuje moim dzieciom. Choć wiem, że nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć się przed wszystkim, możemy wiele zrobić. Trzeba myśleć o celu o tym co chcemy osiągnąć, a nasz kreatywny umysł sprawi, że to osiągniemy. Trzeba tylko mocno chcieć, nie jest to banał, warto popróbować spełnianie marzeń już dziś, a kto wie… Ewka z misją 😉
Witam. Momentami jakbym czytała o sobie: mieszkaliśmy z mężem dłuugoo w UK, kilka lat temu wróciliśmy z planami mieszkania w naturze, że jak dzieci to tylko tu i poza miastem… Powoli tę ścieżkę realizujemy 🙂 Ta samotność, trudność w odnalezieniu się jest mi bliska… bardzo… Jednak hasło „bądź tu i teraz” uważam za jak najbardziej na czasie, ale w kontekście naprawdę ŚWIADOMEGO bycia TU i TERAZ. Jest to coś czego się uczę, a nie jest to łatwe, choćby bycie świadomym swojego oddechu właśnie w tym momencie…. Pozdrawiam 🙂
Aniu gratulują, bo wiem, jak jest ciężko przestawić się do życia tutaj. Jednak jak zauważyłaś powoli, niewielkimi kroczkami do celu. Życie tu i teraz jest ważne, choć ostatnio tak jak we wpisie zastanawiam się, że nawet będąc świadomym tu i teraz nie możemy zapomnieć o przyszłości i przeszłości, bo to one tworzą i stworzą nas. Więc wszystkiego po trochu … z umiarem . Ściskam i życzę realizacji i oddechu 🙂 Ewka
Przeczytalam Pani artykul i doszlam do podobnych wnioskow, choc wedlug mnie wynikajacych z rowniez innych pobudek. Mieszkajac w Japonii po raz pierwszy zaczelam zauwazac roznice kulturowa Europejczykow i Japonczykow w nastawieniu do innych. W Europie a i tym samym w Polsce istnieje kult jednostki, indywidualizmu i „ja” jest na pierwszym miejscu w mysleniu o sobie i o otaczajacym nas swiecie. W Japonii „ja” podporzadkowane jest grupie (sasiadzkiej, kolegow w pracy, klasie, kolku zainteresowan itd.). Najwazniejsze jest „my” i tym samym mysli sie wpierw o innych i wplywie naszej decyzji na innych. Wydaje mi sie, ze wynika to z wartosci chrzescijanskich natomiast w Japonii z religii buddyjskiej. Dlatego zawarte w Pani artykule przemyslenia wynikaja rowniez z ich osadzenia kulturowego i maja szerszy niz tylko konsumpcyjny charakter.
Dziekuje bardzo za ciekawe artykuly i informacje. Zycze powodzenia Pani w ukierunkowywaniu bloga na nowe tory. Pozdrawiam, Agata
Witaj Agato, Twój komentarz jest naprawdę fascynujący, zwłaszcza, że dla mnie kultura Japonii jest obca. Ciekawa jestem jak taki kolektywizm wpływa na ludzi w nim żyjących, czy są oni bardziej zadowoleni? Czy czują się bardziej spełnieni? Co do religii na pewno masz rację, ta ma ogromny wpływ na nasz kręgosłup moralny, lecz tego nie zmienimy, możemy stać się na pewno bardziej elastyczni. Czekam na Twoją odpowiedź 🙂 Pozdrawiam serdecznie, Ewka
Szanowna Pani Ewo, od chwili czytam Pani bloga, bo właśnie powoli chce się uczyć takiego „wsiowego”, prostego życia. Takie życie z dala od galerii daje mi dużo spokoju i bezpieczeństwa. Miała dużo szczęście i mogłam się wyprowadzić za miasto, bo było mnie na to stać. Dlatego byłabym ostrożna w pewnych sformułowaniach. Wiele ludzi jest w zamkniętym kole braku pieniędzy, pracy, problemów – jedno napędza drugie. Nie wiem jak można uciec z takiego kręgi, jeżeli niestarcza na chleb… z drugiej strony „wsiowe”, proste życie jest tańsze.. Ale jak się nauczyć paś krowy jak mieszka się na strasznym blokowisku. Wiem, że mając to szczęście, że za oknem mam zielono i mogę pozbierać jeszcze dzikie zioła, nadal będę czerpać od Pani inspirację i dalej zmieniać swoje życie. Natomiast proszę pamiętać o tych, którzy nie mają tego szczęścia.
Witam Madziu, masz rację wiele osób żyje w zamkniętym kręgu, choć pamiętam o nich, w swoim życiu pełnym przeróżnych perypetii gdzie byłam po tej części „mocy” o której ty wspominasz wiem, że można. Wszystko można, trzeba tylko chcieć. Przepraszam, że to powiem, ale tutaj nie chodzi o szczęście, bo jedynym wytłumaczeniem w takim wypadku może być choroba, choć i tutaj ludzie nadal wiele mogą. Tutaj chodzi o pracę, chodzi o kreatywność i bądź też nauczenie się bycia kreatywnym, o chęć działania. Człowiek z natury jest istotą twórczą, tym się różnimy od zwierząt, bo my chcemy. Jednak jak osoba która będzie siedzieć całymi dniami przed TV może być kreatywna, wtedy to nie wiele zrobi. Sama mieszkałam w bloku, ogródek był tylko u babci, nie miałam kompletnie niczego, pochodzę z rozbitej rodziny i obecnie uczę się wszystkiego od nowa. Powoli, krok po kroku. Szanuję to czego nie miałam, czyli rodzinę, naturę i wolność której brakowało mi za granicą. Wiem jedno zawsze jest ucieczka z danej sytuacji. Co więcej szczęście nie ma tutaj nic do tego, a chęć działania i zmiany, zabrzmi to tandetnie może, ale w chwili kiedy się rodzimy „only sky is the limit”. Wiele biografii przeczytałam, w każdym wypadku spełnienie większości ludzi to była ciężka praca, a promil to było szczęście 🙂 Miejmy nadzieję, że więcej ludzi ruszy w poszukiwaniu lepszego życia.
Cieszę się, że istnieją jeszcze tacy ludzie jak Pani, Pani Ewo!:)
Moniko dziękuję i na wzajem ! 🙂