W naszych czasach wszystko jest na sprzedaż, przynajmniej tak się, co poniektórym wydaje. Zasada jest prosta, jeśli coś jest modne i na przysłowiowej ‘fali’, powstaje chwilowy popyt i łatwo to wtedy sprzedać każdemu. Ostatnio modna jest ekologia, niestety w błędnym jej rozumieniu. Słowo to większości z nas się źle kojarzy, spowodowane jest to przez nadużywanie go we wszelakich mediach, reklamach, blogach czy też na opakowaniach produktów.
Proekologiczni
Ekologia w oczach społeczeństwa stała się tematem nudnym, poprawnym politycznie i happeningowym. Wszystkie te elementy sprawiają, że cała filozofia ekologii staje się czymś bardzo małostkowym. Bardzo często ludzie, którzy szanują naturę i ekologię człowieka to ludzie wykształceni lub posiadający pewne doświadczenie życiowe, a więc tacy, którzy chcą żyć świadomie i mieć kontrolę nad własnym życiem. Jednakże przez dużą część społeczeństwa konsumpcyjnego są paradoksalnie spychani na margines społeczny. Dzieje się tak, ponieważ, nie ma innego słowa, z którym ta grupa społeczna może się utożsamić, zaś ludzie mówiąc o ich nastawieniu, że są proekologiczni ironizują, stwierdzając jedynie, że jest to pewien rodzaj skrajności, której nadmiar szkodzi. Następuje kolejny etap alienacji, poprzez wyśmiewanie ich światopoglądów. Sama niejednokrotnie doświadczyłam tego na własnej skórze, chodzi o sarkastyczne uwagi typu „nie wiem czy jest to odpowiednie dla Ciebie, bo Ty żyjesz tak ekologicznie” czy też „nie używasz tradycyjnego proszku do prania? Ehh wy i ta wasza ekologia”. Doświadczyliście tego?
Takie ironiczne i negatywne nastawienie jest często to spowodowane tym, że ludzie, którzy nie wiedzą, czym jest tak naprawdę ekologia, uważają, że jest to krem domowej roboty, żywność ze znaczkiem ‘ECO’, czy też produkcja rzeczy od podstaw, jest to pogląd czysto konsumpcyjny i jakże daleki od natury ekologii. Chodzi o powody podejmowania takich a nie innych decyzji, a nie sam proces zakupu czy produkcji.
Pojęcie ekologicznego myślenia różni się od tych powszechnie panujących stereotypów. Ekologia ma więcej wspólnego z filozofią, świadomością, anty-konsumpcjonizmem, relacjami międzyludzkimi i kulturą czyli jest po prostu sposobem na życie. Podstawowym założeniem konwencjonalnego pojęcia o ekologii jest to, że człowiek jest częścią natury jednakże nie zapominajmy, że istnieje coś takiego jak ekologia człowieka. Ekologia wewnętrzna, która reprezentuje pewien spokój ducha, szczęście i świadomość bycia częścią czegoś większego i nie szkodzenie innym.
Ekologia = harmonia życia
Tym jest dla mnie ekologia, harmonią życia. I jestem dumna z tego, że ten blog jest „pro-ekologiczny”, ponieważ wiem, że treści w nim zawarte mają na celu pokazać, że da się żyć prosto, zdrowo a równocześnie oszczędnie. Ekologia zmienia priorytety, to nie dostatek staje się celem, a szczęście i zadowolenie z życia. Może dlatego ekologia jest tak piętnowana? Przecież, jeśli więcej ludzi powie nie pieniądzom, to kto będzie pracował na dostatek tych najbogatszych? W gruzach ległby cały system klas społecznych, oczywiście ‘nie obecny’ w naszym kraju. Dodatkowo, aby myśleć ekologicznie nie potrzeba być fanatykiem, miliarderem, posiadać setki rzeczy, które tak naprawdę posiadają nas, a wystarczy świadomość, że mamy dostęp do wspaniałej „maszyny” poznawczej naszego umysłu.
Odzyskujemy czas
Kontynuując, to błędne pojmowanie ekologii sprawia, iż każdemu wydaje się, że ekologia to coś trudnego, że życie w harmonii z naturą to czasochłonna zabawa. Nic bardziej mylnego, dzięki życiu w harmonii z naturą odzyskujemy czas. Pozbywamy się gratów, które zaśmiecają nasze życie, eliminujemy zbędne czynności, a skupiamy na prostocie i życiu tu i teraz. Carpe diem. Jesteśmy proekologiczni. Takie życie jest na wyciągnięcie ręki każdego, czy jest to osoba pracująca 8 czy tez 16 godzin dziennie, jedyny problem to wspomniana zmiana priorytetów. Z tym może być trudniej, bo wychowani zostaliśmy w czasach przemiany, gdzie byliśmy zapatrzeni w zachód, gdzie bogactwo był tylko materialne. Jednak jest to temat na inny wpis.
Już jutro część dalsza serii Hormonalne ABC- poruszymy temat relaksacji i technik walki ze stresem.
Jakie są wasze doświadczenia w tym temacie, może macie własne przemyślenia? Czekam na wasze komentarze ponieważ z przyjemnością każdy pewnie je przeczyta.
[mpp_inline id=”55194″]
15 odpowiedzi na “My, wyklęci, proekologiczni”
Bardzo miło przeczytać wpis osoby o podobnym światopoglądzie. Życie w kontakcie z naturą pozwala spojrzeć na własne życie z dystansu i zastanowić się nad tym, co jest najbardziej istotne. W „walce” z ludźmi anty-ekologicznymi mamy zdecydowaną przewagę – nasze poglądy są stałe, silnie w nas zakorzenione. Matka Natura sprzyja ludziom z nią zaprzyjaźnionym.
Co do bycia (bądź nie bycia) proekologicznym… jeśli komuś nie wystarczy rozglądniecie się dookoła polecam sięgnąć po takie książki jak „Odliczanie” Alan Wiesman czy „Krotka historia przyszłości” Jacques Attali – bo XXI nie będzie sielankowy dla tej cywilizacji gardzącej naturą. Jednak większość ludzi ma przestrogi głęboko w d… i konsumuje byle co, a wszystko to odbywa się „na kredyt” własnego zdrowia i warunków życia przyszłych pokoleń. Już F.Celine kilkadziesiąt lat temu pisał o tym, że żaden gatunek nie wytrzymałby diety jaką stosują ludzie, których cele życiowe to w znacznej mierze to jeść i pić.
Lubię Zielony Zagonek i lubię moje życie, które z roku na rok coraz bardziej zbliża się do natury. Zaczęło się od odstawienia leków na rzecz medycyny niekonwencjonalnej i poznawania swojego wnętrza. Był rok 2002. Od tamtego czasu zmiany wprowadzają się same – tak spontanicznie, nic na siłę i na pewno nie ze względu na modę, lecz wewnętrzną potrzebę. Mam dwoje dzieci – prawie 2 i 5 lat. Leczę ich ziołami, bioenergoterapią i modlitwą. Znalazłam lekarza, który przychyla się do metod naturalnych, więc mogę być wreszcie szczera z lekarzem i nie udawać, że mam zamiar kupić leki z recepty. Udało mi się wyleczyć zapalenie płuc i krztuśca bez chemii, choć było bardzo ciężko i długo to trwało. Starsze dziecko było szczepione, bo nie miałam odwagi się sprzeciwić, drugie już nie. Robię przetwory, chleba jeszcze nie piekę, ale myślę, że przyjdzie ten dzień. Moje kosmetyki to szare mydło, ocet jabłkowy,oliwa z pestek winogron, olejek lawendowy, mydlnica, skrzyp, pokrzywa, nagietek,wiesiołek, Maluję się jak mam siłę i ochotę – tusz do rzęs,czasem cień do powiek, pomadka.Cieszę się, że nie wydaję majątku w drogeriach i aptekach. Słodycze czasem dzieciom kupuję- staram się jednak minimalizować zło, czyli nie te najgorsze z barwnikami i nie chipsy. Wolałabym, żeby jadły domowe wyroby, ale czasami odpuszczam, bo moja starsza córka widzi, że inne dziecko coś je i chciałaby spróbować, albo działa na nią nieszczęsny marketing… Nie chcę być matką tyranem, więc czasem się zgadzam,tylko tłumaczę, że to nie zdrowe, że to specjalnie ma takie ładne opakowanie. Tu mam pod górkę – wkoło wszystkie mamy kupują te „świństwa” – czyli słodycze nafaszerowane chemią, soczki, które udają prawdziwe soki i ja jedna wśród nich odstaję od normy. A moje dziecko chce tę chemię. Zrobiłam raz eksperyment na moim dziecku. Upiekłam chałkę. Córka rano spróbowała i powiedziała, że nie smakuje. O 15 tego samego dnia poszłam po córkę do przedszkola i wzięłam tę samą chałkę ze sobą. Na pyt dziecka czy mam coś do zjedzenia, powiedziałam że chałkę. Z piekarni?- spytała. Tak – skłamałam. Spróbowała. Mama, pycha- rzekła z uśmiechem. Ręce mi opadły.
Właśnie zaczęliśmy budowę małego domu na wsi – wyprowadzamy się z miasta. Dużo osób się dziwi. Mój mąż wyprowadza się w poszukiwaniu świętego spokoju i ciszy, ja – bo chcę świeżego powietrza, ogródka z warzywniakiem i drzewami owocowymi, no i chcę mieć kury i kozę. Do niedawna nawet mój mąż śmiał się z tych kur i kozy, ale w końcu chyba potraktował mnie poważnie, bo już nie widzę tego uśmieszku pod nosem.
Stosuję proszek do prania – białego jelenia – bo orzechy mnie zawiodły. Białe zrobiło się szare, a wszystkie ubrania śmierdzące po jakimś czasie. Czy wy dziewczyny naprawdę z powodzeniem używacie orzechów?
Szukając alternatywy dla proszku do prania trafiłam tu. Wciągnęłam się tak, że siedzę już pół dnia. Pomyślałam sobie super, tak dużo informacji i alternatywnych sposobów dla domowej chemii (może trochę za dużo octu :)).
Dopiero pewien szczegół w komentarzu pod tym wpisem wzbudził moją czujność. Piszesz Ewo, że Twoje dzieci nigdy nie były u lekarza, pomyślałam o to mi chodziło. Moje niestety chorują dość często i podejrzewam, że wszechobecna chemia jest jednym ze sprawcą tego stanu. Jednak przypomniałam sobie, że w poście (chyba z marca), wspomniałaś że lekarz zdiagnozował u Twojego dziecka AZS… i czar prysł.
Wiaj Magdo, tak moje dzieciaki nigdy nie były u lekarza z powodu jakiejkowliek poważnej choroby wirusowej czy też innej. Synek w tą zimę miał strasznie suchą skórę, zawsze miał, ale nigdy aż tak i naprawdę nie wiedziałam o co chodzi, przecież w moim domu nie ma żadnej chemii i odżywiamy się w miarę ok. Martwiłam się, więc byłam z nim nidawno, bo już nie wiedziałam co mam zrobić. W sumie lekarz powiedział jedynie że to AZS i tyle. Przynajmniej wiem z czym mam walczyć, Adam to typowa Vata, a, że nigdy nie było potrzeby to nie stosowałam u niego kompletnie nic poza ziołami podczas drobnych infekcji. Jak to zawsze bywa, zaczynamy się interesować kiedy coś dzieje się nie tak. Dlatego kiedy lekarz kazał smarowac jakimś syfem, przyglądnęłam się jego diecie i usunęłam to co wysusza organizm, a dodałam to co go nawilża i jak ręką odjął. Dodatkowo pomogła oliwa z oliwek i olejek herbaciany. Pozdrawiam Cię serdecznie, Ewa
A to rozumiem i przepraszam. Bywam czasem drobiazgowa. Pozdrawiam.
Magdo nie przepraszaj za swoją inteligencję! Dzięuję za Twój komentarz. Pozdrawiam serdecznie Ciebie, Ewa
Witaj Ewo,
można wiedzieć co powodowało wysuszanie organizmu u syna?
Mnie to dziwi. To znaczy chyba trzeba się zastanowić dlaczego ludzie Cię tak odbierają. Sama jestem zwolennikiem dbania o Ziemię, a tym samym i przede wszystkim o nasze wlasne życie i zdrowie. Dla mnie to nie nowość – mama zostawiła pracę w firmie i zajęła się „badylarstwem’, żeby byc z bratem, ktory często chorował. Mieliśmy taką możliwość, bo mieszkaliśmy wtedy na wsi. Dziadek miał własne krowy, świnki, my kury – więc jestem wychowana (i wyżywiona) przynajmniej przez te kilka dobrych lat wlaśnie w taki sposób. Sama kilka lat temu zostawiłam miasto i przeprowadzilismy siś na wieś. Mamy jajka od naszych kurek, własne warzywa, drzewa owocowe, zioła.
Ale ja nikogo nie nawracam. Nie staram sie przekonać, ze moja droga jest słuszna. Ludzie wiedza o tym jak żyję, co lubię ale nie słyszalam od nikogo, ze jestem „zielono-zakręcona”. Jedyne co oferuję innym, to np. dzwonię do przyjaciółki i pytam czy chce jajka dla dzieci, bo my nie zdążymy przerobić. I znajomi z chęcią biorą.
Coraz częściej Ewo, nawet ten ostatni wpis o blogu, który znalazłaś, o którym piszesz, że „żyją prawdziwie” (czy jakoś tak, nie pamiętam), wzbudza we mnie niechęć do Twojego Zielonego Zagonka. Jak zaczęłam Cię czytać, to się cieszyłam, że odkryłam fajne miejsce. Ale coraz częściej posty i wypowiedzi brzmią jak kazania, często agresywnie. Kto powiedział, że ludzie, którzy z takich czy innych względów żywią się tylko w marketach (polecę takim skrótem), albo mają inne zainteresowania, niż eko, żyją na pokaz, nie żyją prawdziwie? Nawet w centrum zatłoczonego miasta można się odnaleźć i być w harmonii ze sobą.
To moim zdaniem jest coś, co ludzi zniechęca. Taka postawa „my way, or no way”, uważanie, że tylko taki sposób życia jest jedynie słusznym. Szkoda, bo dla mnie to robienie krzywdy naprawdę fajnej idei…
Zwolenniczka zdrowego życia.
Wojna przerwała dziedzictwo kulturowe Polaków, także to kulinarne. Dopiero teraz odkrywamy na nowo bogactwo kulturowe polskich dworków. Polskie dworki słynęły z doskonałego jedzenia, ze wspaniałych przetworów, mięs, nalewek. Po wojnie to wszystko było na cenzurowanym, tylko o dziedzictwie chłopów można było mówić, a chłopi nie mieli tak bogatej tradycji ani takich umiejętności w przetwarzaniu i przygotowywaniu jedzenia. Polska kultura kulinarna uległa zapomnieniu. Dopiero teraz odżywa powoli, coraz więcej ludzi powraca do tradycyjnych domowych przetworów, ma własne wędzarnie, piecze chleb. To są wszystko elementy naturalnego życia w zgodzie z przyrodą. Blogi kulinarne przyczyniają się w dużym stopniu do 'przywracania pamięci’ o polskim wspaniałym dziedzictwie kulinarnym.
Moja babcia była „chłopką”:), a robiła przepyszne wina i nalewki, piekła niesamowity chleb w piecu zbudowanym z cegły przez Dziadka, robiła pasztety, sery, przetwory itp. Z tego co wiem, to większość kobiet w naszej wsi tak robiła, bez względu na status.
Agnieszko, mój mąż też na początku był sceptyczny, Jednak to dzięki ekologii człowieka, sama odzyskałam święty spokój, radość i czas. Zaś wbrew temu co piszesz, choroby były są i będą, ale naprawdę nawet nie wiesz jak ta zmiana pomaga Twojemu zdrowiu. Dla przykłądu, moje dzieciaki nigdy nie były u lekarza, jedno 3 latka drugie prawie 2, nigdy nie było potrzeby. Odbębniliśmy pierwszą wizytę po porodzie i tyle. Życie w harmoni z samym sobą jest naprawdę wspaniałe, zmienia się punkt widzenia, żyjesz tu i teraz. To jest naprawdę fajne. A co do tego biznesu,.. Ci ludzie przeważni nie wiedzą co jest tak naprawdę motywem, bo w ekologii nie chodzi o etykietkę czy słówko 'naturalne’ a o świadomy wybór. Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za Twój czas! Ewka
Zgadzam się w pełni, u nas też pokutuje mit ekobiznesu i ekościemy, kto może korzysta z przymiotnika eko a najwięcej korzysta handel. Moja rodzina (w sensie ta z której pochodzę) uważa mnie za jakąś wyznawczynie radykalną sekty eko, uważają, że na pewno wydaję na to majątek, bo przecież wszystko eko jest starsznie drogie, a jeśli nie drogie to po co jak nie mam czasu sprzątnąć nawet porządnie w domu tracić czas na robienie kremu przecież mogę taki sam tani zwykły kupić w sklepie).. Miękną trochę z opiniami jak widzą kolejną wysypkę, skazę i inne efekty uboczne chemii
Ehh,.. skąd ja to znam, ja jak mówię, że nie piorę w proszku to patrzą się jak na matoła, że nie daje dzieciakom jogurcików czy słodyczy, wtedy jestem wyrodną matką. Jednak kiedy dzieciaki są zdrowe nikt się nie odezwie, a lamentują nad tymi co non stop mają problemy, nie szukając nigdy źródła ich powstania. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to co naturalne jest naprawdę tanie a zrobili z tego luksus. Wystarczy odrobina czasu i tyle. To tak jak kiedyś ludzie śmiali się z pomysłu sprzedaży wody w butelce, a teraz,… wszystko jest na sprzedaż, wystarczy odpowiedni marketing. Takie czasy,.. ważne że my przytomni jesteśmy w miarę 😀 pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Ewa
Dokładnie, Droga Ewo, idealnie to ujęłaś. Media zachęcają ostatnio do „bycia eko” i jednocześnie zniechęcają… Trzeba naprawdę dużo czytać, szperać, czerpać z różnych źródeł aby nie zwariować w tym ogromie informacji i obrać rozsądną drogę do życia jak najbardziej w zgodzie z naturą. Moja przygoda z ekologią zaczęła się niedawno. Powoli wprowadzam do domu różne produkty bardziej przyjazne środowisku ale mój chłopak nawet nie chce o tym słyszeć. Uważa, że dałam się złapać w sidła ekobiznesu i teraz bezmyślnie będę powtarzać hasła proekologiczne, skończy się normalne życie i w końcu wpadnę w obsesję zdrowego stylu życia. Jest dobrze tak jak jest. A choroby zawsze były i będą. I nic tu nie pomoże moja „zabawa w ekologię”. Ja mimo wszystko dalej idę w swoim kierunku:) Pozdrawiam wszystkich zielono zakręconych;)