W obecnych czasach człowiek goni za dobrem materialnym. Za wszelką cenę stara się osiągnąć sukces w pracy, zarabiać więcej, posiadać więcej. Dążenie do bogactwa stało się głównym celem wielu nas, a rzec można, iż wartością samą w sobie.
Nasze dzieci chcą nosić but z napisem „Ugg” (pomimo iż szpetnie wyglądają) i mieć super nowoczesnego laptopa. Do szkoły chcą chodzić w markowych ubraniach, aby pokazać status i posiadanie. My jako rodzice jeśli mamy to nie odmawiamy, tworząc w ten sposób kolejną generację uzależnionych od konsumpcji. Jednakże już dzieci wiedzą, że aby mieć trzeba dużo zarabiać. W szkole, telewizji, kościele uczą je, że efektem ciężkiej pracy jest szczęście i sukces – powstała nowoczesna etyka pracy.
Praca i szczęście
Od zarania dziejów człowiek wykonywał różne czynności, aby przetrwać, które w dobie rozwoju cywilizacji ludzkiej otrzymały miano pracy.
W starożytnych cywilizacjach Egiptu, Rzymu, czy Grecji niewolnictwo było powszechnie akceptowane. Powodem tej zgody były bogactwo i pieniądze, które ono dawało. Co więcej ówczesne elity uważały, że rzemiosło, inżynieria, czy uprawa roli należy do klasy niższej. Dopiero w dobie chrześcijaństwa Biblia zaczęła traktować posiadanie własności nad innym człowiekiem, jako niemoralne. Jednakże te zapiski wcale nie powstrzymały wielkich ówczesnego świata, którzy wciąż kontynuowali ten proceder. To dzięki niemu stawali się bogaci. Nastawały różne epoki, gdzie zawsze klasa niższa była tą pracującą, zaś elity zajmowały się myśleniem i mecenatem. Nastało średniowiecze, a wraz z nim chrześcijaństwo objęło pieczę nad ludzkim życiem. Zdecydowano, że beztroska i wolność prowadzą do grzechu. Równocześnie praca stała się drogą do moralności i zbawienia.
Parę stuleci później niewolnictwo staje się czymś nagannym i niemoralnym, jednakże przetrwał podział klasowy, w którym klasa niższa zajmowała się pracą fizyczną, chociaż nie nazywali się oni oficjalnie niewolnikami. Władzę otrzymali panowie feudalni, którzy uzależnili ekonomicznie rolników od siebie. Wraz z rozwojem miast i nowej ekonomii kapitalistycznej pojawił się kryzys, najemna siła robotnicza zastąpiła rolników, natomiast odkrycia geograficzne sprawiły, że ludzie handlu i przedsiębiorcy stawali się bogatsi od panów ziemskich czy rzemieślników. Nowa gospodarka zawdzięczała swój rozwój również wzrostowi techniki, akumulacji kapitału i rewolucji industrialnej. Wtedy też pojawił się Max Weber, który etykę pracy postrzegał, jako podstawę nowej ekonomii. Pojawiła się ideologia gdzie satysfakcja jednostki stała się nieistotna zaś obowiązek pracowitości stał się wręcz religią. Ciężka praca bez względu na jej cel powinna być uważana za szlachetną i istotną część zdrowego społeczeństwa zaś lenistwo powinno być całkowicie potępione. Taki światopogląd mógł stać się kluczem do sukcesu sprzedawców i handlowców, jednakże, aby przekonać społeczeństwo potrzebowali wsparcia w religii. Następnie Martin Luther dokonał rozłamu w kościele, tworząc układ klas społecznych, gdzie różne rodzaje pracy były przypisywane do konkretnej warstwy. Ponadto „przemieszczanie” się pomiędzy tymi klasami było przeciw prawu boskiemu, zaś sama praca była sposobem wyrazu wdzięczności do Boga. Równocześnie powróciła krytyka akumulacji bogactwa, któremu nieuchronnie towarzyszyło zbyt dużo wolnego czasu prowadzącego do grzechu.
Następnie pojawił się John Calvin, który popierał Luthera z tą różnicą, iż uważał, że wśród nas są ludzie „wybrani” przez Boga. Odznaczali się oni „bliskością” z Bogiem (np. księża) lub jeśli poprzez ciężką pracę osiągnąłeś sukces w życiu, dzięki czemu szli do nieba. Należy również pamiętać, że Calvin uważał, iż każdy człowiek ma prawo wspinać się po szczeblach drabiny klas społecznych, aby osiągnąć bogactwo – cel nadrzędny naszego życia – gdyż dzięki niemu możemy wcielić w życie Boskie plany. Pieniądze stały się duchową nagrodą. Klasa pracująca za wszelką cenę starała się dorównać klasie wyższej i posiadać to, co oni, bez względu na cenę jaką zapłacą. Rozpoczął się wyścig szczurów. Obecnie religia i praca nie są już jednością, jednakże określenie „wybranych” wciąż istnieje, w twierdzeniach typu „nie ma wyjścia z biedy” lub „powinnaś zaakceptować swoje miejsce”. Sukces czy ‘awans społeczny’ są nadal celem życia wielu z nas. Co gorsza niewielu rozumie, że w ten sposób kapitaliści, którzy rządzą światem, stworzyli nową nieświadomą grupę niewolników. Gdzie ciężka praca nie jest już niebem, a super nowoczesnym telefonem czy samochodem zaprojektowanym specjalnie dla ciebie. Ponadto praca jest nadal niezbędna do bycia ‘wybranym/szczęśliwym’, zaś bieda symbolizuje porażkę dane jednostki.
Podsumowując, według obecnej etyki pracy i szczęście /awans zasłużyli Ci, co ciężko i oddanie pracowali. Zaś to co posiadają, majątek materialny jest miernikiem spełnienia. Czy aby na pewno, co się stało z innymi wartościami? Co o tym myślicie?
źródło zdjęcia: http://web.unfpa.org
[mpp_inline id=”55194″]
8 odpowiedzi na “Praca i szczęście”
Praca może być potrzebna, i wynagrodzenie z wykonywanej pracy gdy np. walczymy o swoje zdrowie, i jest to „walka” w której potrzebne są pieniądze – za wiele trzeba płacić by poprawić coś w życiu. I dzieje się coś niewytłumaczalnego, gdy ta „walka” kończy się niepowodzeniem. Wysiłek włożony w pracę, pewne awanse, podwyżki (jakoś nigdy nie wyjaśniane za co, ale pewnie ten pęd za zdrowiem i potrzebą dobrego wynagrodzenia działały same w sobie, tylko po co?). Wraz z trudnościami zdrowotnymi, narastającymi z miesiąca na miesiąc (a miało być lepiej), zastanawiamy się po co to było? nagle się zatrzymujemy i zastanawiamy za co te podwyżki? jaki sens miała praca? ale też zaczynamy widzieć ostrzej to co działo się wokół nas (w naszym otoczeniu) w pracy. Niezrozumiałe podwyżki miały być „siłą napędową” do tego by robić coraz więcej pod dyktando, i to niekoniecznie przełożonego, ale „układów”. Niepisanych układów, w których człowiek szczęśliwy, ale ambitny i nie podejrzewający ludzi o krętactwo, ufny, niestety otwiera oczy w najmniej oczekiwanym momencie. Zdrowie nawala, nie ma sposobu poprawy, lekarze tuszują prawdę (czasem fałszują dokumenty), praca staje się udręką. Wręcz po prośbie o odsunięcia od stanowiska pracy, tego tak docenianego (awanse, podwyżki), ale pełnego układów i krętactwa (a firma wpaja, że to takie rodzinne „układy”), pracownik staje się niepotrzebny. Sam zauważa, że nikomu do niczego nie jest przydatny, sam przełożony ni kiwnie palcem, by zlecać zadania… a jednocześnie „dba o układy”, które były wcześniej – poza tym jednym pracownikiem, którego nagradzał, a potem przyjął prośbę jego przeniesienia. Szczęście jakoby nie jest związane z pracą, ani nie należy go powierzać lekarzom (tu niestety o eksperymenty i „sztuczki” dość łatwo, warto mieć znajomych medyków, albo wysoką wiedzę w zakresie leczenia danej dolegliwości i własnego organizmu). W tych dwóch grupach bardzo łatwo je zyskać, ale jego utrata staje się klęską, traumą. Utrata związana z uświadomieniem sobie, że przez długo czas nasz oszukiwano, zatajano prawdę, uśmiechem i klepaniem po plecach. I jak się odbudować, jak odbudować swoje szczęście po trwających latami kłamstwom. Czy da radę odbudować siebie gdzie indziej. Czy może niektórym szczęście jest niepisane, i swą naiwnością i ufnością trafią tak samo lub gorzej? czy lepiej się poddać.
Ciekawy temat i bardzo na czasie. Myślę ze bardzo trafnie ujął to św. Paweł mówiąc do pierwszych chrześcijan. „żyjcie w świecie nie będąc ze świata” . Posiadanie i korzystanie z różnych dóbr jest dla ludzi, może służyć do dobrych celów. Natomiast jeżeli pozwolimy sobie na to by ta chęć posiadania stała się celem samym w sobie i zapomnimy (zadawać sobie pytania) po co to chcemy, do czego to użyjemy, to staniemy się niewolnikami dóbr. A przecież pragnieniem każdego jest by być wolnym, by żyć pięknie i zmieniać świat na lepsze.
Protestancki (zwłaszcza kalwiński) etos pracy trochę zubożył tę wizję skupiając się na sukcesie i bogactwie finansowym, a później przyszły różne ideologie zbudowania raju na ziemi.
Dzisiaj dzięki internetowi ludzie mają szerszą świadomość tego jak wiele różnych rzeczy jest możliwych dzięki pieniądzom (również niematerialnych – podróże, sporty ekstremalne, drogi sprzęt np by robić świetne zdjęcia, itp). Ja ze względu na pracę używam tabletu i komórki (firmowych) i widzę że moje dzieci są zafascynowane nowinkami technicznymi. Na szczęście zaraziłam je radością czytania, ale np prace ręczne to już dla nich za nudne, może przyjdzie z wiekiem. Pracuję ale nie po to aby miały super ubrania czy zabawki (mają o wiele mniej niż koleżanki i ubrań i zabawek). Natomiast wydaję pieniądze na kursy językowe bo wiem ile mi dała znajomość innych języków, każdy język to jak nowy świat, odkrywanie innej kultury i tekstów w oryginale, poznawanie przyjaciół w innych krajach.
Nie pracuję w nadgodzinach ale moim pragnieniem jest by więcej czasu spędzać świadomie, z dziećmi, w domu, w ogrodzie, na spotkaniach z przyjaciółmi.
Bardzo mądrze Elu napisane. Wiele ludzi zapomina po co pracuje i że praca jest jedynie półśrodkiem do osiągnięcia celu, zaś rzeczy nie powinny być celem. Bo co nam zostanie kiedy kupimy już ten najdroższy samochód? Czy ktoś będzie przy nas. Kiedyś tak nie myślałam, wydawało mi się, że chęć posiadania nie jest niczym złym. Do czasu aż nie kupiłam sobie wspaniałego laptopa i chwilę potem dowiedzieć się, że są lepsze a ten wcale taki idealny nie jest, co więcej jest jak setka innych. Wtedy przestałam gonić za najnowszym, a stałam się praktykiem, kupuję co faktycznie jest mi niezbędne. 🙂 To wspaniale wiedzieć, że są mamy takie jak Ty które chcą być wolne i być sobą a nie wykreowanym wizerunkiem 🙂 Gratuluję i ściskam bardzo mocno
Ewka
Bardzo ciekawy wpis, gratuluję! Ja uważam tak samo jak Ty Ewo i podpisuje się w pełni pod tym co napisałaś!
Ludzie się gubią w życiu, a konsumpcjonizm daje im złudne wrażenie,że jest dobrze-jak sobie coś nowego kupią to czują się lepiej, bo są lepsi od innych , których na to nie stać. Porównywanie się- to zmora naszych czasów! Mi się wydaje,że ci wszyscy, którzy mają mnóstwo pieniędzy to są szczęśliwi dopiero wtedy, gdy ktoś im zazdrości – a wiadomo,że wiele osób marzy o rzeczach materialnych i gotują się na widok nowego samochodu sąsiada- straszne.
Na szczęście ja nie mam z tym problemu :), żyję po swojemu, mam pracę , którą kocham -pracuję z dziećmi i pewnie wiele osób myśli,że coś jest ze mną nie tak, bo jak z takiej wypłaty wziąć kredyt na mieszkanie itd. -ale ja nie daje się temu całemu zamieszaniu i nie wierzę w wykreowane przez media potrzeby!! Można nie mieć wiele i można być najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem 🙂
Twój blog otworzył mi oczy na kosmetyki i to jaką chemię serwujemy naszemu zdrowiu.
Od tamtej pory przyglądam się wszystkim etykietom, tak samo jak z jedzeniem.
Dziękuję Ewo, bo naprawdę Twoja praca jaką wkładasz w tworzenie tego bloga- ma sens 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Ania 🙂
ja uważam, że praca sama w sobie jest wartością i powoduje, że człowiek ma cel, sens.
Jeśli nie praca, to co? siedzenie cały dzień na tyłku?
Ważne, by praca była na odpowiednim miejscu w naszym życiu, by nie była wymówką, ucieczką, natomiast by pobudzała nas do rozwoju i do zdrowego wysiłku.
„by praca pobudzała nas do rozwoju” – jakbym siebie słyszała kilka lat temu… Teraz rozwój rozumiem zupełnie inaczej. Jeśli praca dla Ciebie jest celem i sensem to bardzo, bardzo Ci współczuję… Nie chcę by zabrzmiało to ironicznie, bo nie jest. Życzę Ci abyś znalazł/a cel bliższy Twemu „ja”. Ciepło pozdrawiam
Fajnie napisany historyczny. Teraz główne pytanie: Jak się z systemu zniewolenia pracą wyrwać?
Zgadzam się z Tobą, Ewo. Jakoś sami do tego doszliśmy z mężem.
Jak się pobraliśmy ja zostawałam w domu, bo przeprowadziłam się i nie miałam tu pracy. Mąż wychodził do pracy a ja żegnałam go z płaczem, dosłownie. Nie było go do późnego popołudnia, a ja siedziałam…, to była masakra. Potem stracił tą nędzną posadę i bardzo dobrze to zrobiło naszemu związkowi. W prawdzie mamy bardzo mało rzeczy materialnych, ale prawie przez cały czas jesteśmy razem. I szukamy zajęć dla nas obojga, żeby jak najwięcej być razem i jednocześnie zarabiać na swoją rodzinę. Dla mnie to straszne, jak ludzie się widzą tylko w nocy.
Ale powiem Ci jeszcze, że to wszystko nie jest takie proste. Człowiek chce mieć stabilizację i bezpieczeństwo materialne. Bardzo rzadko się zdarza, żeby pogodzić swoje wartości i jeszcze żeby niczego nie brakowało w domu, no i żeby mieć ten dom. A muszę też powiedzieć, że zawsze są problemy międzyludzkie, na jakiejś płaszczyźnie. Może ktoś już woli ciężko pracować, bo nie układa mu się w domu, przecież tak czasem jest, że może mąż nie chce wracać do domu bo coś tam, albo żona ma męża alkoholika, albo teściowie…, itp.
Widzisz, zależy co dla kogo jest ważne. Jeśli ktoś kocha podróże, musi mieć na nie kasę, ktoś lubi żyć wygodnie, no to też musi mieć za co sobie kupić to jacuzzi. Może ktoś chce mieć własną ziemię, też trzeba kasy. Kredyt? Dla mnie masakra. Chyba, że ktoś ma bogatych rodziców, hehe, to jeszcze inna bajka.
Myślę, że wszystko zależy od tego, co mamy w głowie i sercu.
Dobrze, że poruszasz ten temat, może ktoś się zastanowi i zwolni, a inny doceni życie które ma, bo każde jest mega wartościowe 🙂